Dedal wylądował

(Tekst z rysunkami znajduje się w pliku PDF)

Od marca do końca lipca bieżącego roku w sierakowickim gimnazjum realizowany był lotniczy projekt edukacyjny pt. „Śladami Dedala – mierz wysoko, ale rozważnie”, który był współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Czytelnicy Virtual Pilot z pewnością pamiętają relacje z jego przebiegu z poprzednich numerów. Dzisiaj, gdy projekt dobiegł końca, można pokusić się o kilka słów podsumowania.

Uczestnikami byłą łącznie 20 uczniów, w tym 9 dziewczyn. Z planowanych 5 wyjazdów zrealizowano... 8, z 40 godzin zajęć – 130..., z zajęć teoretycznych wyszły praktyczne, zaś wartość sprzętu do symulatora, którą udało się zakupić za niespełna 5000,00 zł wynosi ponad  8000,00 dzięki sponsorowi – firmie Project Airbus Skalarkiego.

Jest jednak coś, czego na etapie pisania wniosku czy późniejszej realizacji nie przewidziałem. Chodzi o nowe kontakty i poznanie niesamowitych ludzi. Wszędzie i zawsze spotykaliśmy się z otwartym przyjęciem i życzliwością. Na tym tle wybijał się Aeroklub Słupski, który nazwałem małym aeroklubem ludzi z wielkim sercem, bo od samego początku zaoferowali więcej, niż mogliśmy się spodziewać – miała być jednorazowa prezentacja statyczna sprzętu w hangarze – oni dołożyli loty zapoznawcze.

Miały być jednorazowe zajęcia z instruktorem szybowcowym – oni zrobili całą serię łącznie z sesjami symulatorowymi. Miał być jeden lot instruktażowy – oni zrobili kilka, z czego nakręciłem materiał video, który po montażu będzie nam służył w pracy KSL (oczywiście udostępnimy populacji za free). Wszyscy, których spotkaliśmy w Słupsku nie szczędzili własnego czasu i wiedzy, by spędzać z nami czas i pokazać, co w lotnictwie najlepsze.

Zwyczajowo popisała się stolica Wielkopolski. Dzięki osobistemu zaangażowaniu i poświęceniu – co mówię zupełnie serio – Marcina Okonia, który już nie pierwszy raz wsparł nas w naszej działalności – udało się zrealizować o wiele więcej niż zakładaliśmy. Miała być opowieść o pracy ATC – była wizyta w TWR, APP i FIS – ze szczegółami, z rozmowami, z „patrzeniem na ręce”. Paski były gratis ;) . Miał być ktoś z innego zawodu w lotnictwie – był oficer operacyjny lotniska, koordynator handlingu, pilot A320 Wizza i inni. Miał być pokaz symulatora full motion Cirrusa SR22 – firma AERO POZNAŃ ufundowała całodzienną sesję z instruktorami dla każdego dzieciaka, o opiekunach nie wspomnę. CAPS – included. ;-)

Czego by nie mówić o imperium niejakiego Marcina P., linia lotnicza OLT Express, dopóki istniała, również przyjęła nas jak VIPów. Spotkanie z załogą, gadżety promocyjne, sesja fotograficzna – obsługa na najwyższym poziomie. Świetny kontakt z Firmą za sprawą Pani Agnieszki Witerscheim, której osobiste zaangażowanie pomogło załatwić sprawy formalne, jakże istotne, zwłaszcza przy rozliczaniu projektu.

Zaproszeni goście – w tym także z naszego środowiska, o niejakim „Sokole” nie wspomnę, również nie szczędzili czasu, zasobów intelektualnych czy towarzyskich, by przyjechać, posiedzieć z młodzieżą, opowiedzieć o osobistych doświadczeniach i pokazać czym jest prawdziwa pasja, którą się rozwija w sposób metodyczny i rozważny.

Wreszcie – tego też nie przewidziałem – sama młodzież. Super ludzie i to nie prawda, że na zgrupowaniu dach przeciekał, zwłaszcza, że prawie nie padało. ;-) Jeden z uczestników napisał (zachowana oryginalna pisownia):

Co dał mi projekt? Po pierwsze to szanse porozmawiania się z ludźmi, z, którymi nie miałbym szans się  spotkać. Prawdopodobnie nigdy nie mógłbym wejść na wieże kontroli i na lotnisko. Nie wiedziałbym jak działa samolot i jak to wszystko działa (lotnisko, kontrola, lot itd.). Ze względu na finanse nie miałbym okazji lecieć samolotem czy W ogóle zwiedzać Poznań. Po drugie to nauczyłem się odpowiedzialności i w końcu przestałem być nieśmiały i „wyszedłem do ludzi”. Po trzecie nie poznałbym tylu fajnych ludzi (uczestnicy projektu). Ogólnie wstąpiłem do projektu, bo jestem zdania, ze w życiu trzeba zbierać wspomnienia i próbować wszystkiego. Na pewno kiedyś opowiem swoim dzieciom o panu Adrianie i tym, co robił. Nie wiem, co jeszcze napisać, bo jakoś nie mogę uwierzyć, ze to już się skończyło, ale, będę próbował robić cos w kierunku lotnictwa, czy to realnego czy wirtualnego. Poza tym p. Adrian (wujek :P) to swój chłop :P

Ja osobiście mogę tylko dodać, że szczerość w naszym klubie, to norma. ;-)

Co projekt dał mi jako prowadzącemu?

Oprócz paru złotych za robotę papierkową dał kilka rzeczy bezcennych: zobaczyć w oku dzieciaków błysk niedowierzania, że zaraz polecą samolotem, zobaczyć dzieciaki nazywające poprawnie instrumenty Puchacza lub C150, słyszeć, jak uczą się frazeologii kręgu ustalonego, być dumnym, jak podczas wizyty u Airbusa w Hamburgu, mechanik z 35-letnim doświadczeniem nie wierzył własnym uszom, gdy jedna z uczestniczek zapytała po angielsku o wyjaśnienie systemu flight by wire – żeby pokazał na przykładzie... Mógłbym mnożyć. Nerwy, zmęczenie, czas poza domem – tak, ale warto było.

Najlepsze na koniec: dwoje uczestników projektu, w tym jedna dziewczyna (chłopaki drżyjcie!) od września będą się kształcić w warszawskim T9L na specjalności technik-awionik. To w sumie już trzeci mój podopieczny z KSL w tej szkole. Co będzie dalej – czas pokaże, ale mam nadzieję, że osiągną to, czego pragną.

Czy Dedal wylądował? Tak, ale to nie port docelowy, tylko czas na zebranie sił, przed dalszą drogą. Już jest gotowy kolejny projekt, który składamy do 6 września w Urzędzie Marszałkowskim w Gdańsku. Trzymajcie kciuki! (AK)