Independence Day 2012

Świąt w Polsce jest wiele – to fakt. A to rocznica porozumień sierpniowych, a to rocznica nieporozumień kwietniowych; nawet miesięcznice się zdarzają – ale to dla najbardziej wytrwałych raczej. Dzisiaj mamy urodziny naszej Ojczyzny, 94. od momentu, kiedy zaświtało niektórym historyczne myślenie, że nie musi być tak, by wszyscy mówili i myśleli tak samo, ale, żeby tak samo się dla wspólnego dobra starali. I w tej miłej atmosferze dzisiaj odbędzie się 17 różnych marszów, bo przecież każdy ma inną piaskownicę. Niektórzy nawet znaleźli w niej ślady trotylu! A jak – uczymy się z historii bo ona magistra vitae est!

Na tym tle wieczór 10.11 zdecydowanie się wyróżniał – spokojem, współpracą i koordynacją dla dobra ogółu. Rzut oka na taśmę po stronie Sztabu Generalnego w stolycy i ruchy sił sprzymierzonych nad Rzeczpospolitą (tabele poniżej).

I to nie jest ich ostatnie słowo, bo to była dopiero połowa natarcia! Ogniem zrywu niepodległościowego zaświeciły najbardziej nawet niespodziewane zakątki kraju, gdzie kruszynę chleba... i tak dalej.

Osobiście, z polecenia brodatego wojskowego (nie wiem co oznaczają te szlaczki na pagonach, zresztą miał oficerski płaszcz z futrem) wykonałem dwa loty wzdłuż Bałtyku (on coś tam zgubił podobno, ale nie chciał powiedzieć co), miałem jednak patrolować linię brzegową, bo ponoć Kaszubii maczali w tym palce. Ja tam żadnego sygnetu nie widziałem, zresztą był dosyć zużyty i porysowany. Od Gdańska, gdzie świeciła jasno niejaka mjr Iskierka chroniona przez kpt. Widźgowskiego, aż po zachodnie rubieże, gdzie świeciła we mgle szczecińska strażnica z ppor. Ałdasiem, co strzegł by Niemiec dzieci nam nie germanił – wszyscy stanęli na wysokości zadania – w skrócie QNH. Mimo dywersyjnego polecenia prawego CTL do 13 nikomu nawet nie przemknęło przez myśl, by kapitulować, bo dla Ojczyzny Always warto się starać. ;)

Nasz korespondent wojenny donosił (świnia – pomyślałem, bo raport zaczął „uprzejmie donoszę...” ale potem się zrehabilitował) z Mazowsza i Małopolski:

Zlot z okazji Dnia Niepodległości 2012 za nami :) Moim zdaniem impreza bardzo udana, kontrolerzy dopisali i popisali się umiejętnościami taktycznymi (APP). Większość dużych Polskich lotnisk była obsadzona. Warszawa jako lotnisko centralne mogła poszczycić się pełną obsadą, od Delivery po Approach (a nawet kilku kontrolerów zbliżania!). Ruchu było całkiem sporo, dawno nie słyszałem „You are number three” w Warszawie, a tym bardziej w Krakowie! Świetnie! Dreszczyk emocji, zwalnianie do minimum na podejściu, późne zgody na lądowanie..

Na radiu dziś pełna kultura, brak wcinania się w korespondencję, pełen profesjonalizm.. Przynajmniej tak trafiłem :)
Niestety gwóźdź programu (dla mnie), czyli podejście PAR w Krzesinach nie wypalił z powodów technicznych. Szkoda, może innym razem. Żołnierze w jednostce będą musieli jeść puszki o bliżej nieokreślonej zawartości zamiast świeżej pizzy z Domino’s w stolycy.

Nawet pogoda nie chciała popsuć zabawy, praktycznie wszędzie CAVOK, jedynie na niektórych lotniskach silny wiatr boczny dawał się we znaki.

Zlot na 5+! ;-)

Sztab Generalny starał się przez cały czas dodawać otuchy walczącym o niezależność załogom, szwadronom i formacjom nieformalnym. W tym celu Specjalna Grupa Operacyjna dowodzona przez niejakiego Rydza czy innego tam Śmigłego (nie pamiętam, albo grzybiarz, albo lotnik jakiś) przechwyciła w okolicach Gliwic uszkodzoną radiostację, którą przetransportowano na polecenie Marszałka (nie wiem, dziad jakiś, czy Dziadowiec, zapomniałem) do centrum dowodzenia Sztabu Generalnego. Jakiś Tomasz (z Akwinu czy jakiejś innej Łodzi) wypatrzył sokolim wzrokiem wtyczkę USB i radiostacja ożyła – ba! – nawet zaczęła nadawać obraz, za to przestała nadawać dźwięk. Marszałek był srodze zdziwiony, że aż mu się wąs odkleił, że głos jego, od niego oddzielony, w trąbę leci, czy jakoś tak. Jakiś plutonowy grabarz czy inny Artur nagrał to dyktafonem cyfrowym Olympus (import z frontu zachodniego, gdzie nadal bez zmian) i się zachowało dla potomności:

https://www.youtube.com/watch?v=oOcBRyQtb_w

Mówił marszałek patrząc na pierwszą wersję EuroScope z napędem korbowym, gdzie prędkość odczytu radarowego zależy od jakości przekładni i zespołu sprężyn. Słysząc te słowa por.  Łapoć stwierdził, że marszałek strasznie zdziadział, po czym wyznał, że to on zajumał JeVowi wąsy, bo mustasz kojarzył się z narodowcami z bojówek Dmowskiego, a oni maczali palce w glicerynie. Cóż, zmęczenie dawało się wszystkim we znaki:

Marszałek tylko bezradnie rozkładał ręce, a po 23 nawet ponoć tańczył, choć to informacja niepotwierdzona, więc lepiej o niej nie napiszę, bo jeszcze mnie naczelny wyleje i będę musiał szukać pomocy w środowiskach bliskich Antoniemu lub w departamencie wiedzy o brzozach w Ohio. A tego byśmy nie chcieli, prawda?

Dla dobra Rzeczpospolitej żeśmy się trudzili, a był to trud nicią przyjemności szyty, nie dla rekordów, nie dla stasów, zwłaszcza, że vatsim-germany nie działa i kaplica jest z danymi. Jak ustalą w Wersalu co i jak, to dadzą znać. Obradami kierują ci z UK. Nie sądzę, by pokój miał być trwały, ale wróżką nie jestem.

Bawiliśmy się razem, mimo różnic, podziałów, przynależności firmowej i preferencji niekoniecznie seksualnych. Ojczyznę mamy wolną, Vatsim też, nikogo i nic na siłę. Jak mawiał Marszałek „Polska to piękny kraj, tylko ludzie...”. Zdarzają się. Wczorajszy wieczór świadczy, że zasłużyliśmy na niepodległość i że FIR rządem stoi.

Organizatorom za pomysł i koordynację a pilotom za obecność i morale – UUUURRRRRRRRAAA... a nie, to wołali Ci ze wschodniego brzegu Wisły w 20. roku, przed kontrofensywą znad Wieprza. Ale ja się nie znam. Najlepszego! (AK, PU).