Małopolski Piknik Lotniczy

Nie jestem w stanie opisać Wam co działo się od strony lotniczej – realnej podczas pikniku w Krakowie – jako że dużą jego część spędziłem w hangarze. Jednak udało mi się zobaczyć iskry, ale pokaz wręcz beznadziejny, niestety. Jeden przelot i to tyle.

Piątek południe, wsiadam w PKS, muzyka reggae w słuchawkach, nadaje wycieczce atmosfery przygody. Po 5,5h podróży wysiadam bardziej zmęczony niż po pracy na budowie. Czekam na Piotrka i razem jedziemy do jego dziadka.

Następnego dnia o 7 pobudka i przed 8 jedziemy z Rafałem na lotnisko. Jak się okazało dzień wcześniej PAŻP zabronił nam mieć stoiska w ich hangarze, ale może to i lepiej. Mieliśmy lepsze miejsca. Więcej komentować nie będę.

Rozkładamy sprzęt i o 10 startujemy. Do 14 ruch był bardzo duży po stronie wirtualnej. W hangarze przewijała się duża liczba ludzi, dużo większa niż w Góraszce, jednak nie tak duża jak w niedzielę.  Net idealny, zdarzyło się tylko trochę problemów w sobotę, ktoś nas najpewniej zakłócał. W niedzielę przemieszczenie anteny rozwiązało problem. Po 18. zebraliśmy się do domów, umówieni o 20. na Kazimierzu.

Tramwajem 50 dojechaliśmy z Piotrkiem na miejsce, tam parę chwil pieszo i już byliśmy z Rafałem, Boogim, Andrzejem i Rzemykiem. Przy piwku omawialiśmy wszystko co związane z lotnictwem i nie tylko. Dołączyły też do nas moje znajome z Łodzi, którym do dziś Piotrek ma za złe że nie podziękowały mu za odprowadzenie ;D. Fajnie spędzony wieczór, ale wracać już trzeba było na pieszo.

Następnego dnia, wykorzystując uwagi pilotów, między innymi Sławka, poważnie zastanowiliśmy się co zrobić inaczej, żeby było lepiej. Lekka zmiana ustawień stolików, wykombinowanie lepszego ustawienia rzutnika i porządne jego wykorzystywanie (widok EPWA_APP oraz filmik ze zlotu w Kutnie), rozwieszenie baneru poza hangarem, mówienie do ludzi za pomocą mikrofonu, itp. To wszystko, a także piękna pogoda, spowodowało, że ludzi przy naszym stoisku bywało nawet dwadzieścia, jak nie więcej osób. Wszyscy z zainteresowaniem, zdziwieniem, a nawet podziwem patrzyli na to co robimy. Jeden pan spytał się mnie czemu PAŻP ma dwa stanowiska. Wyprowadziłem go oczywiście z błędu, ale biorąc pod uwagę 3 laptopy, rzutnik z nagraniem sprzed x lat, oraz Pana, jak to Piotrek ujął, „wiecznie z kawą w ręku”, sądzę że u nas było dużo ciekawiej.

Miałem jeszcze jedną atrakcję nie ujętą w programie, jedna Pani poprosiła abym wytłumaczył po angielsku co robimy, bo jej chłopak/mąż/brat/niewolnik nie znał polskiego. Jakoś sobie poradziłem, ale nie wiem czy facet się uśmiechał, bo podoba mu się to co robimy, czy moje próby dogadania się z nim były tak żałosne.
O 16:15 razem z Rzemykiem, który zaoferował podwieźć mnie na dworzec PKP, pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wyruszyliśmy w podróż do domu. (TS)

O pikniku

Małopolski Piknik Lotniczy został zorganizowany już po raz siódmy. Jest to impreza ciesząca się bardzo dużą popularnością wśród Krakowian, a także gości z całej Polski. Szczególnym smaczkiem jest specyfika miejsca, gdzie piknik się odbywa. Jest to stary pas startowy lotniska wojskowego w Czyżynach (obecnie dzielnica Krakowa). Pas został przecięty drogą wielopasmową, a wzdłuż niego postawiono osiedle 10-ciopiętrowych bloków i równie wysokie akademiki. Start i lądowanie utrudnia linia energetyczna biegnąca dokładnie nad końcem pasa. Bloki widać w tle na zdjęciu obok.

Fantastyczny widok na imprezę rozciąga się z 10. piętra akademika Politechniki Krakowskiej. Samoloty prezentujące się widzom startują niemal wprost na ten budynek i gwałtownie zakręcają tuż przed nim. W 2009 r. obserwowałem z tego miejsca starty sporych (jak na to lotnisko) samolotów, które - wydawało się - niemal zahaczały o parapet okna, przy którym stałem.

Otoczenie lotniska, a także ukształtowanie terenu, uniemożliwiły wyjście z opresji pilotowi Cessny, który w 2009 r. rozbił się o drzewa zaledwie kilkanaście metrów od bloków (błąd pilota). Mówiło się wówczas o zamknięciu imprezy lub przeniesieniu na lotnisko aeroklubowe w Pobiedniku (EPKP), co znacznie zmniejszyłoby jej popularność. Na szczęście przyczyna wypadku była całkowicie niezależna od organizatorów, a władze miasta wydały zgodę na organizację okrojonej (pewnie też ze względów finansowych) imprezy.

W tym roku oglądałem piknik z ziemi, gdyż zależało mi na odwiedzeniu stanowiska PL-VACC. Trochę szkoda, że stanowisko zostało przeniesione do mało znanego hangaru (nawet bywalcom muzeum). Dobrze, że w drugi dzień udało się rozkręcić promocję i zainteresować odwiedzających.

Ciekawym urozmaiceniem pikniku było spore stanowisko grup prezentujących sprzęt i mundury wojskowe z okresu II wojny światowej. Spore wrażenie robiły serie z karabinów, które co chwiłę rozlegały się na terenie muzeum. A mnie padły baterie w 2 aparatach... Ech... (SW)
 

* Część zdjęć pochodzi z forum PL-VACC.