Oblężenie Łodzi

Wszystko zaczęło się od informacji w mediach. „Łódzkie lotnisko obsłuży średnio 5 samolotów na godzinę!”, „Okęcie w Łodzi”. Komentarze ludzi były różne, „to będzie armagedon”, „to będzie prawdziwy sprawdzian dla naszego lotniska.
Gdy jeszcze wiele miesięcy przed wrześniową operacją w mediach wrzało, wszyscy byli pozytywnej myśli. Łącznie z dziennikarzami. Jednakże, im bliżej było końca wakacji, tym więcej osób zaczynało wątpić. Razem ze mną...

Pierwszego dnia, w piątek 5 przylotów naraz? Potem 4 odloty naraz o 4 rano w sobotę? Czy to możliwe?
Wakacje, te z nazwy, minęły. Przeżyć dwa dni szkoły i na lotnisko. W piątek o 14 wychodzimy ze szkoły, idę ze znajomym kupić przyjaciółce prezent na urodziny, które miała w środę. Prezent dostała w poniedziałek, ale się ucieszyła, więc swoje zadanie wykonaliśmy. Wracam do domu. Godzina 15.30, wchodzę na lotnictwo.net.pl i czytam posty z poprzedniego dnia. Przeglądam je szybko, aż znajduję rodzynek. Informacja, że dzisiaj na lotnisku znajdzie się B762 Air Italy, z Piotrem na pokładzie. Nigdy go nie widziałem! Ale, zaraz zaraz, lądowanie 15:00, start 15:50.

Szlag!

Czytam dalej, komentarz allovera, że mogą wyniknąć opóźnienia, a dalej, w poście sprzed sekund, Łodzianin pisze że samolot właśnie leci nad Łodzią. Czyli... jest szansa.

„Odpalam” swoją czarną maszynę i pedałuję ile sił w nogach. Pobijając swój rekord, chyba pasją niesiony, bo zmęczenia nie czułem, dojeżdżam z centrum miasta na lotnisko w 20 minut.

Na głównej drodze łączącej lotnisko z miastem zazwyczaj jedzie jeden samochód na godzinę. Chyba że jest przylot, to pojawi się parę aut i taksówek. Tymczasem, zjeżdżam na chodnik, nie chcąc być przejechanym przez samochody śpieszące na lotnisko. Na miejscu, pełno policji kierującej ruchem. Samochodem można tylko zawrócić lub stanąć na parkingu. Podjeżdżam pod terminal pierwszy. Całkiem sporo ludzi, choć ruch Warszawski ma się zacząć około 23. Zza terenu budowy trzeciego terminala spostrzegam ogromny, statecznik pionowy. Przejechałem  zaledwie parę metrów, gdy zatrzymał mnie policjant. Miła sugestia „jeśli nie jesteś bogaty, zejdź z roweru”. Nie jestem. Dalej Pan w kamizelce, pewnie wolontariusz, prosi aby podejść najdalej pod siatkę, aby nie tworzyć sztucznego ruchu pod terminalem. Kiwnąłem twierdząco głową, trudno, najwyżej się wyspowiadam.

Pod drugim terminalem dwa namioty. Jeden przy samym terminalu, tworzący osłonę dla oczekujących w przyszłych kolejkach pasażerów, a drugi z (warto podkreślić darmową) wodą oraz budką z jedzeniem. Na chodnikach wymalowane strzałki, tak że tylko ślepy lub głupi nie znalazłby szybko drogi do terminala drugiego (w Łodzi są 2 terminale i trzeci w budowie, z pierwszego praktycznie się nie korzysta, ale do niego zawsze idą wszyscy niepoinformowani, myśląc że tu znajduje się odprawa). Dookoła pełno map, z naszkicowaną organizacją ruchu podczas wrześniowej operacji. Pełno ludzi z aparatami, pasażerów z walizkami, telewizji, a na płycie Boeing 767. Wyjmuję aparat, pora na parę zdjęć. Tymczasem z samolotu wychodzi kapitan – Piotr. Spojrzał w stronę siatki, a ja przysunąłem dłoń do oczu chcąc zakryć promienie słoneczne i bliżej mu się przyjrzeć. Najwyraźniej pomyślał że mu macham, odmachał i zaczął iść w moją stronę. Serce zaczęło mi szybciej bić. On uśmiechnął się przyjaźnie i spytał, czy dam mu aparat, to zrobi mi parę zdjęć w środku samolotu. Gdy już prawię wspinałem się na siatkę wyciągając aparat, Piotr postanowił upewnić się, czy może coś takiego zrobić. Oczywiście, okazało się że aparat musiałby przejść przez bramkę i nie ma takiej możliwości. Trudno, udanego lotu.

Gdy kołowali do odlotu, czekałem z aparatem w ręku aż Piotr spojrzy w moją stronę, udało się (fotka). Wielu znajomych komentowało potem, że w piątek jakiś wielki samolot przeleciał nad Łodzią...

Powrót na chwilę do domu, aby niedługo znowu znaleźć się na lotnisku. Przed nim tir oraz dwa lotniskowe samochody cateringu LOTu. Pierwszy raz coś takiego u nas widzę. O godzinie 22.30 spotykam lotniskowych znajomych. Wszyscy z aparatami, niektórzy ze skanerami. Zaczyna się. Pierwszego Wizza słychać na częstotliwości wieży. Wszyscy z zainteresowaniem wypatrują samolotu. Pewien mężczyzna prosi swojego młodego synka, aby skakał w miejscu, ponieważ chłopakowi było zimno, a mężczyzna nie chciał wrócić domu :). Potem drugi, trzeci, czwarty, a pierwszy dopiero na prostej. Bezchmurne niebo, widać wszystkie kropki kręcące nad Łodzią. Oprócz nas, wielu ludzi było przed pasem. Najciekawsze były chyba komentarze niektórych z nich: „te landrynki chyba boją się że ktoś je zgwałci, więc latają razem”. Na koniec ląduje jeszcze LOT, którego również nie ominęła kolejka do lądowania. Gdy zatrzymuje się na płycie ATC do niego „do not open the doors, expect 10 minutes delay”. „Why?” - pyta pilot. Zmęczony kontroler odpowiada „bo w terminalu nie ma miejsca na Twoich pasażerów”.

Następnego dnia o 12 jestem na lotnisku. To samo w niedzielę. Korzystam z Okęcia w Łodzi jak tylko mogę. W następny weekend trafiła się niepowtarzalna okazja. Mam propozycje, od Filipa, aby razem z nim popstrykać fotki ze straży pożarnej, na terenie lotniska.

W sobotę o 7 rano, spotykamy się przed bramą trzecią. Przechodzę kontrolę, wpisuję się na liście wchodzę na teren lotniska. Jedziemy na teren budowy (budują nową wieżę kontroli lotów) i wchodzimy do tych „budek” które zawsze stoją przy budowie. Wypijamy herbatkę i bierzemy za aparaty. Na dworze mgła. Wchodzimy na sam szczyt budynku straży pożarnej. Przywitanie ze strażakami i czekamy na samoloty. Długo nie czekaliśmy...

O godzinie 10 Filip musi uciekać, zostawia mnie pod opieką swojego znajomego. Oglądam śpiącego na kanapie strażaka oraz drugiego, obierającego ziemniaki. Co chwilę zerka na telewizor i na komputer. Po paru minutach wychodzi do mnie i pyta:

- Jak idzie Wam budowa wieży?
- Eeee, hmm, dobrze, dobrze.
- Kiedy skończycie?
- No w lipcu skończymy budować.

No tak, mam kask, kamizelkę, całe szczęście że nie zadawał trudnych pytań.

Na koniec, około 13-14, rozrywka dnia. Kolega Filipa znalazł wolną chwilę i zaproponował mi wejście na dźwig. Kto z nas, facetów, patrząc w dzieciństwie na żurawia nie chciał na niego wejść? Nie zastanawiałem się. Rękawiczki założyłem, aparat pod kurtkę, żeby nie latał i wchodzimy. Pierwsze 10 metrów całkiem dobrze, ale spojrzałem w dół. Zaraz zaraz, co ja tu robię? Czy to na pewno dobry pomysł? Na to kierownik budowy, wchodzący tuż za mną „no śmigaj, śmigaj”. Ok, przecież to jest bezpieczne. Najgorszy był ostatni fragment, drabinka długości paru metrów ustawiona pionowo. Na końcu przejście przez kabinę, i znalazłem się na krótszym ramieniu żurawia. Widać prawie całą Łódź. Świetne miejsce na spotting, wysokość 56 m, tylko że trudno robić zdjęcia jedną ręką, druga nie chciała puścić żurawia, wredna. Co ciekawe, żuraw pracował, więc kręciliśmy się dookoła. Po paru minutach zeszliśmy na dół. Kolana jeszcze drżały, ale niedługo.

W następnym tygodniu spędziłem weekend w domu, zdrowiejąc. Jednak dobrze wiem, że lotnisko poradziło sobie znakomicie. Bez opóźnień, wynikających z zapchanego lotniska, zadowoleni pasażerowie (poza tymi którzy nie wiedzieli że wylądują w Łodzi...).

Od operacji wrześniowej pojawiły się u nas 3 nowe połączenia. Nie wiem czy jedno ma jakiś związek z drugim, ale liczę na szybki rozwój lotniska. Szczególnie po zakończeniu budowy wieży kontroli lotów, trzeciego terminala, równoległej drogi kołowania, stacji paliwowej i rozbudowy świateł podejścia (jedynie równoległa droga kołowania jest w planach, reszta jest w trakcie budowy). Tymczasem, brawa dla Łódzkiego lotniska, dla obsługi naziemnej oraz dla tych, którzy wiele tygodni przed wrześniem planowali całą operację.

Od dnia 15 września na ulicy Piotrkowskiej (najbardziej znana ulica Łodzi), przed Urzędem Miasta Łodzi, można było zobaczyć wystawę 150 zdjęć, zrobionych przez nas, spotterów. Wystawę zorganizowało lotnisko we współpracy z miastem.

Warto dodać, że oprócz Łódzkiego lotniska, we wrześniowej operacji udział wzięły także lotniska Katowic, Gdańska, Rzeszowa i Krakowa. Samo Łódzkie lotnisko obsłużyło we wrześniu dodatkowo (z lotów przekierowanych z Warszawy) 34 985 pasażerów, tj. 244 operacje. (TS)