Zlot pilotów Cassubian

Były dwa Radomie, były Góraszki, były spotkania mniejszego kalibru, ale to co się działo między 1 a 4 lipca 2010 przejdzie do firmowej galerii terminów szczególnych.

Koncepcja jak zwykle zrodziła się spontanicznie, a fakt, że udało się ją zrealizować, to już mistrzostwo świata. Jak mawiał klasyk:

–  Bo to jest baaardzo dobra koncepcja!
– Ona jest bardzo dobra ta koncepcja, ale dlczego on ma pruski mundur na sobie?
– Pruski, bo to jest dziedzic Pruski. O, mam napisane w scenopisie – wchodzi dziedzic Pruski.
– Pruski, Pruski... Bo on się nazywa Pruski. Wawrzyniec Pruski! Polski dziedzic!
– No to mogę go przepasać po prostu... (pani zakłada biało-czerwoną szarfę)
– Zdjąć to, to jest profanacja! To jest policzek w twarz dla całej ekipy!
– Uspokój się... przecież to jest... sanacyjny dziedzic. Pamiętaj z kim oni się wtedy kumali. A zresztą niech zdejmie...

Każdy z nas powtórzyłby ten i milion innych cytatów z Rejsu, Misia, Rozmów kontrolowanych, Nie lubię poniedziałków, Dnia świra i innych – bez chwili zastanowienia wplatając go bezbłędnie w klimat rozmowy o d… Maryni, przepisach lotniczych, pracownikach PAŻP czy przepisie na debeściarskie grillowe danie. To też ewenement.
Spotkanie pilotów (w tym Zarządu) Cassubian VA przebiegło bardzo nieoficjalnie i mimo, że próbowano wielokrotnie poruszać sprawy ważkie, takie jak analiza bieżących wskaźników makro i mikroekonomicznych, oscylowanie wokół kontraktów forwardowych i innych tego typu tematów, zawsze wracano do koncepcji krańcowej skłonności do konsumpcji. Ważniejsze okazało się kreowanie rytmów w stylu OMDB na krokwiach grillowej chatki za pomocą grillowej łopatki tudzież rzeźbienie wątpliwej jakości riffów na gitarze majoneza podpiętej pod piecyk elektryczny owned by Kisiel.

Zarząd wielokrotnie próbował nakłonić pracowników do głębszej analizy sytuacji podczas tego spotkania, niemniej korelacja między mistrzostwami, chłodnymi płytkami i zamarzniętym koktajlem z kaszebsczich malen była na tyle silna, że nawet tworzenie faktów dokonanych na nikim nie robiło wrażenia.

– Wczoraj jechałem tędy, tych domów jeszcze nie było.
– Tak mówicie? A gdyby tutaj staruszka przechodziła do domu starców, a tego domu wczoraj by jeszcze nie było, a dzisiaj już by był, to wy byście staruszkę przejechali, tak? A to być może wasza matka!
– Jak ja mogę przejechać matkę na szosie, jak moja matka siedzi z tyłu?
– Halo, tu „Brzoza”, tu „Brzoza”! Źle cię słyszę! Powtarzam, powiedział, że matka siedzi z tyłu... „Matka siedzi z tyłu!” Tak powiedział!

No readback był, jaki był. Zarząd musiał się tym zadowolić.

Faktem jest, że spotkała się w sumie najstarsza część personelu naszej firmy. Młodociani wiekiem, umiejętnościami niejednokrotnie więksi  – albo pytali „A może frytki do tego?”, albo piłowali po strunach kontrabasu w Zamoyskich chatce, tudzież puchacza po skrzydłach głaskali. Druga część starszyzny w pracy drewniała ze złości, że inni na tarasie lub wodnym pomoście rozprawiają o wartościach.

Cytując starożytnych Rzymian, co w Moskwie mieszkali – shit hapens.

Pragnę podziękować wszystkim, którzy przyjechali, że stworzyli okazję do wspólnego spotkania.

Udało się bowiem potwierdzić to, o czym z resztą byłem przekonany wcześniej, że łączy nas nie tylko wirtualna pasja, ale przede wszystkim ludzka sympatia i „nadawanie na tych samych falach”. Żony stwierdziły jednogłośnie, że wszyscyśmy w sumie p…nięci, ciesząc się jednak po cichu z faktu, że „myślałam, że ty jesteś walnięty, ale teraz widzę, że są inni, walnięci bardziej od ciebie”. Jak by na to lipcowe spotkanie nie spojrzeć, wyniknęły z niego same pozytywy (nie licząc kilku stłuczek podczas karaoke party).

Za rok pięciolecie firmy. Strach się bać. Zamawiać w hurtowni czy powiadomić POLMOS?

Z tych naszych rozmów wyłania się idea występów i... jakich jeszcze nie było. Stworzenia czegoś zupełnie nowego. Nowa wartość może powstać jako synteza różnorodnych sprzecznych ze sobą wartości. Jeżeli chcemy osiągnąć nową wartość, musimy doprowadzić do konfliktu między tym, co fizyczne, a tym, co duchowe. Jeżeli natura, więc fizyczność, jest czymś pierwotnym, czyli tezą, to kultura jest jej antytezą, a synteza tym, co pragniemy osiągnąć. Gdy ktoś z nas gimnastykuje się, reprezentuje naturę, więc tezę, jeśli ktoś z nas śpiewa, reprezentuje kulturę, więc antytezę. Chcąc stworzyć sztukę na naszą miarę, musimy zwiększyć w niej udział wysiłku fizycznego, a dla antytezy i duchowego. I to jest nowa strategia syntezy. I to jest nowa koncepcja sztuki.